Dziś uroczyste otwarcie, a od jutra pierwsze dekoracje zwycięzców XXII Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Soczi. W sumie będzie ich 98, zatem przed nami najintensywniejsze sportowe dwa tygodnie 2014 roku

Justyna Kowalczyk zwyciężająca - wielu Polaków wierzy, że już jutro, po biegu łączonym, nasza zawodniczka stanie na podium. Czy jednak utykająca jeszcze w tym tygodniu Polka będzie w stanie pokonać Norweżki?
Fot.: Grzegorz Mikuła/PZN
Na początku lata zaplanowano jeszcze piłkarski mundial, ale ten - rozciągnięty na ponad miesiąc - będzie dawkował emocje co kilka dni. A Soczi oferuje codziennie tyle wrażeń, że programowi zawodów warto się przyjrzeć selektywnie. I wybrać to, co najlepsze. Na mojej liście jest piętnaście przebojów…
Są konkurencje, które przyciągają niczym magnes bez względu na to, czy Polacy wezmą w nich udział ledwie symboliczny, czy w ogóle ich na placu boju nie będzie: męski biathlon, narciarstwo alpejskie i hokej na lodzie.
Zaczynający się w środę turniej hokeja ma bardzo silną pozycję na liście przebojów Soczi 2014. Nie tylko dlatego, że to punkt honoru gospodarzy, którzy - kto by pomyślał! - nigdy nie zdobyli olimpijskiego złota grając pod nazwą „Rosja”. Równie ważna jest jakość widowiska w Pałacu Lodowym „Bolszoj”, którą zapewnić mają gwiazdy z hokejowego Hollywood, czyli NHL. Rosjanie z Małkinem i Owieczkinem, Kanadyjczycy z Crosbym i Nashem, Amerykanie z Parisem, Czesi z Jagrem, Szwedzi z Lundqvistem i Zetterbergiem. Na inaugurację 12 lutego od razu „klasyk” Szwecja - Czechy. Finał za dwa tygodnie na zakończenie igrzysk.
Już pojutrze wzbudzający zawsze wielkie emocje zjazd panów, ale ja czekam przede wszystkim na następną niedzielę. Na najpiękniejszy w tej dyscyplinie - łączący zjazdowe szaleństwo z gracją slalomu - supergigant. W obu szybkościowych konkurencjach główny faworyt będzie ten sam - najwszechstronniejszy w światowej czołówce, niezniszczalny Axel Lund Svindal. Pod nieobecność najlepszego z Austriaków - potłuczonego niedawno w Kuetzbuehel Reichelta - szyki może Norwegowi pokrzyżować (jeśli w ogóle dojedzie do mety) szalony Bode Miller lub jeden ze Szwajcarów - młody Patrick Kung, albo rutyniarz (37 lat!) Didier Defago.
Najlepszy sportowy western - męski biathlon (już od paru lat bez naszego kowboja Sikory) przyciąga, jak niegdyś, rywalizacją francusko-norweską. Tyle że już nie Raphaela Poiree z Ole Einarem Bjorndalenem, lecz fenomenalnego Maritna Foucade’a z kilkoma Norwegami, wśród których Bjorndalen wciąż ma miejsce, ale gwiazdą jest Emil Hegle Svendsen. Uwaga jednak na odradzający się biathlon niemiecki z Schemppem i Pfeifferem, na Austriaka Landentingera i przede wszystkim na Rosjan. Sztafetę: Małyszko - Ustiugow - Garaniczew - Szypulin (a są jeszcze Łoginow i Wołkow!) stać absolutnie na wszystko. Nawet na pokazanie pleców Norwegom i sięgnięcie po złoto. A’propos Rosjan…
Poprzednie igrzyska były dla poddanych Władimira Władimirowicza Putina totalną katastrofą. Tylko 3 złote medale i 11. miejsce w generalnej klasyfikacji! Szok, po którym musiały polecieć głowy. Trenerów, działaczy, pewnie także urzędników. I oto teraz zorganizowali najdroższe igrzyska w historii nie po to przecież, by powtórzyć tamte upokorzenia. Ich próba rewanżu będzie osobnym hitem sportowego szczytu w Soczi. Tradycyjne zimowe potęgi - Amerykanie, Kanadyjczycy, Niemcy i Norwegowie - mają pewnie dość armat, by bronić swoich pozycji, ale codzienne śledzenie sytuacji Rosjan w tabeli medalowej będzie pasjonujące. Bo te igrzyska to dla nich coś więcej niż tylko sport…
Polskie szanse
1
Pierwszy na tych igrzyskach hit i pierwsza polska nadzieja (zwłaszcza dla optymistów wciąż ślepo traktujących Justynę Kowalczyk jak maszynkę do zdobywania medali) już jutro. Bieg łączony - 7,5 km „klasykiem” i 7,5 km „łyżwą”. Hit, bo to niezwykle atrakcyjna konkurencja i początek wojny Norwegia - reszta świata na trasach Krasnej Polany. Teoretycznie polska szansa, bo Justyna jest przecież w tym biegu brązową medalistką z Vancouver i mistrzynią świata z 2009 roku. Tyle że teraz nic nie wskazuje, by utykająca jeszcze w tym tygodniu Polka była w stanie oderwać się „klasykiem” od rywalek na dystans trudny dla nich do odrobienia w drugiej części biegu. Ba! Ostatni test w Toblach pokazał, że Bjoergen, Johaug i Szwedka Kalla mogą już do półmetka urwać się Polce, a potem już tylko rozwiewać nasze złudzenia. Oby to było złe proroctwo, ale po pięknej walce Kowalczyk zajmie wysokie… 5., może 4. miejsce.2
W niedzielę dwie szanse - jedna wymagająca sprzyjających okoliczności (powiedzmy szczerze - pecha największych pretendentek do podium) i druga absolutnie realna. Pierwsza to sprint biathlonistek. Jeśli faworytki: Domraczewa, Soukalova, Berger, Makarainen, Niemki, Rosjanki i Ukrainki będą miały pecha, jedna z Polek może skorzystać. Odwrotnie na tzw. normalnej skoczni: jeśli Stoch utrzyma formę, nie musi się oglądać na dyspozycję rywali. Wprawdzie jego szanse wyżej stać będą pewnie na dużym obiekcie, ale i w niedzielę jest jednym z 5-6 największych faworytów. Kontrkandydatów trzeba upatrywać w tych, którzy na mniejszej skoczni w MŚ 2013 zdobyli medale: w rewelacyjnym w tym sezonie Prevcu, w zawsze solidnym Bardalu i jedynym zawodniku, który w „skokach krótkich” był w trójce i przed rokiem w Val di Fiemme, i cztery lata temu w Vancouver - Schlierenzauerze. Austriak wybrał chyba najbardziej osobliwe BPS (bezpośrednie przygotowanie startowe) - zamiast konkursów PŚ, wczasy w Dubaju, więc do Soczi przyjedzie nieźle nagrzany...3
Kolejna szansa dopiero w czwartek, 13 lutego, za to jedna z najbardziej na tych igrzyskach oczekiwanych - bieg kobiet na 10 km stylem klasycznym. Jeszcze kilka tygodni temu bylibyśmy pewni medalu - ba, nawet złota - Kowalczyk. Ta specjalność to od lat jej suwerenne królestwo. Dziś jest tylko jedną z kilku faworytek. Nie przeceniając znaczenia jej ostatniej porażki w Toblach, warto zauważyć, że Niskanen, Jacobsen i Steira straciły do Polki mniej niż ona do Bjoergen i Johaug. I jeszcze jedno: koalicja Norweżek. Niby mistrzynie „łyżwy”, a we wspomnianym biegu „klasykiem” w pierwszej ósemce było ich… pięć! Potworna siła.4
Sobota, 15 lutego, może być dla nas najlepszym dniem w Soczi, bo tego dnia wystartują Zbigniew Bródka i Kamil Stoch! Nasz czarny koń igrzysk (o ile można tak mówić o zdobywcy PŚ w łyżwiarskim biegu na 1500 m) i główny polski faworyt do medalu, może nawet do mistrzowskiego tytułu. Stoch jest w życiowej formie - „kopyto” na progu, idealny stylista w powietrzu, odporność psychiczna urodzonego zwycięzcy. Tu jednak kolejka do medalu dłuższa niż na skoczni normalnej, bo dojdą tacy „lotnicy”, jak Freund, Freitag, Kasai, Ito, młody Diethart i wszyscy nieobliczalni Słoweńcy. Szanując ubiegłoroczne sukcesy Bródki, nie on będzie faworytem biegu łyżwiarzy na 1,5 km. Tu - podobnie jak wcześniej na 1000 m - pewniakiem wydaje się czarnoskóry fenomen średnich dystansów Amerykanin Davis, a dalej jego rodak Hansen i Holendrzy. A na „pudle” miejsca tylko dla trzech.5
Kapitalnie zapowiada się drużynowy konkurs skoków zaplanowany na poniedziałek, 17 lutego. Najmniej słabych punktów mają dziś Słoweńcy (choć najstabilniejsi to oni nie są) i Niemcy. To kandydaci do złota. Zostaje jednak najniższy stopień podium, o który walczyć powinni Austriacy, Japończycy i Polacy. Różnice mogą być minimalne, a zadecyduje dyspozycja dnia liderów (Schlierenzauer, Stoch, Kasai) i… najsłabszych ogniw. Medal zdobędą ci, którzy unikną ewidentnych wpadek.6
Ostatnie dwie szanse w ostatni weekend igrzysk - w piątek, 21 lutego, sztafeta biathlonistek, a w niedzielę bieg narciarek na 30 km i drużynowa rywalizacja łyżwiarek. Powtórka finiszu Polek z Vancouver mile widziana - wszak Kowalczyk i nasze panczenistki zdobyły wtedy na koniec igrzysk złoto i brąz! Tyle że przed czterema laty panie biegły maraton „klasykiem”, a teraz pobiegną stylem dowolnym. Czy jedyny w tej sytuacji atut Justyny - wytrzymałość - wystarczy do powstrzymania wagoników norweskiego superexpressu pędzącego pod dyktando niezmordowanej Johaug? Bieg drużyn łyżwiarskich może okazać się walką Kanadyjek, Amerykanek, Niemek, Koreanek oraz Polek o… srebro i brąz. Holenderki - z kandydującą do miana gwiazdy całych igrzysk Ireen Wust - wydają się być poza czyimkolwiek zasięgiem. Medal Polek nie jest jednak pobożnym życzeniem. W tym roku na PŚ w Berlinie były drugie. Na światowym rynku tej dyscypliny nikt ich nie lekceważy.Hokej z Hollywood
Są konkurencje, które przyciągają niczym magnes bez względu na to, czy Polacy wezmą w nich udział ledwie symboliczny, czy w ogóle ich na placu boju nie będzie: męski biathlon, narciarstwo alpejskie i hokej na lodzie.
Zaczynający się w środę turniej hokeja ma bardzo silną pozycję na liście przebojów Soczi 2014. Nie tylko dlatego, że to punkt honoru gospodarzy, którzy - kto by pomyślał! - nigdy nie zdobyli olimpijskiego złota grając pod nazwą „Rosja”. Równie ważna jest jakość widowiska w Pałacu Lodowym „Bolszoj”, którą zapewnić mają gwiazdy z hokejowego Hollywood, czyli NHL. Rosjanie z Małkinem i Owieczkinem, Kanadyjczycy z Crosbym i Nashem, Amerykanie z Parisem, Czesi z Jagrem, Szwedzi z Lundqvistem i Zetterbergiem. Na inaugurację 12 lutego od razu „klasyk” Szwecja - Czechy. Finał za dwa tygodnie na zakończenie igrzysk.
Już pojutrze wzbudzający zawsze wielkie emocje zjazd panów, ale ja czekam przede wszystkim na następną niedzielę. Na najpiękniejszy w tej dyscyplinie - łączący zjazdowe szaleństwo z gracją slalomu - supergigant. W obu szybkościowych konkurencjach główny faworyt będzie ten sam - najwszechstronniejszy w światowej czołówce, niezniszczalny Axel Lund Svindal. Pod nieobecność najlepszego z Austriaków - potłuczonego niedawno w Kuetzbuehel Reichelta - szyki może Norwegowi pokrzyżować (jeśli w ogóle dojedzie do mety) szalony Bode Miller lub jeden ze Szwajcarów - młody Patrick Kung, albo rutyniarz (37 lat!) Didier Defago.
Najlepszy sportowy western - męski biathlon (już od paru lat bez naszego kowboja Sikory) przyciąga, jak niegdyś, rywalizacją francusko-norweską. Tyle że już nie Raphaela Poiree z Ole Einarem Bjorndalenem, lecz fenomenalnego Maritna Foucade’a z kilkoma Norwegami, wśród których Bjorndalen wciąż ma miejsce, ale gwiazdą jest Emil Hegle Svendsen. Uwaga jednak na odradzający się biathlon niemiecki z Schemppem i Pfeifferem, na Austriaka Landentingera i przede wszystkim na Rosjan. Sztafetę: Małyszko - Ustiugow - Garaniczew - Szypulin (a są jeszcze Łoginow i Wołkow!) stać absolutnie na wszystko. Nawet na pokazanie pleców Norwegom i sięgnięcie po złoto. A’propos Rosjan…
Gospodarzy rewanż za Vancouver?
Poprzednie igrzyska były dla poddanych Władimira Władimirowicza Putina totalną katastrofą. Tylko 3 złote medale i 11. miejsce w generalnej klasyfikacji! Szok, po którym musiały polecieć głowy. Trenerów, działaczy, pewnie także urzędników. I oto teraz zorganizowali najdroższe igrzyska w historii nie po to przecież, by powtórzyć tamte upokorzenia. Ich próba rewanżu będzie osobnym hitem sportowego szczytu w Soczi. Tradycyjne zimowe potęgi - Amerykanie, Kanadyjczycy, Niemcy i Norwegowie - mają pewnie dość armat, by bronić swoich pozycji, ale codzienne śledzenie sytuacji Rosjan w tabeli medalowej będzie pasjonujące. Bo te igrzyska to dla nich coś więcej niż tylko sport…
Dodaj swój komentarz